Mediacja nie jest alternatywą dla postępowania sądowego, ale dodatkowym sposobem rozwiązania sporu cywilnoprawnego proponowanym przez ustawodawcę. Czy zatem warto „tracić” czas na spotkanie z mediatorem i rozmawiać z małżonkiem, z którym nie chce się już widzieć?

Odpowiedź na powyższe pytanie nie jest jednoznaczna. Rozważając skierowanie sprawy do mediacji należy zastanowić się czy jestem na to gotowa/gotowy, jakie są moje oczekiwania oraz co by mnie satysfakcjonowało. Z premedytacją jako pierwszy punkt wskazałam „gotowość” mediacji, gdyż sprawy rodzinne obarczone są dużym nakładem (niestety) negatywnych emocji. Zatem przede wszystkim rodzic, przystępujący do mediacji, aby móc działać zgodnie z dobrem małoletniego dziecka, powinien mieć zamknięty rozdział „my”, względnie – powinien na czas mediacji schować swoje urazy i historię związku. Jeśli moje własne emocje mogłyby wziąć górę to warto (moim zdaniem) na mediacje przyjść z pełnomocnikiem lub/i wcześniej przedyskutować co podczas mediacji może wyprowadzić nas ze strefy komfortu, a w konsekwencji zniweczyć cały proces dochodzenia do konsensusu.

Zakładając, że jesteśmy świadomi sytuacji, w której się znaleźliśmy (np. kłopoty z kontaktami z dzieckiem, brak alimentów na czas bądź w ogóle, brak zgody na wyjazd dziecka za granicę) proponuję zawsze aby zastanowić się co i dlaczego chciałabym/ chciałbym osiągnąć w wyniku mediacji. Moim zdaniem nie jest wystarczające ogólnikowe stwierdzenie chęci nieograniczonego kontaktowania się z dzieckiem, jeśli tych kontaktów faktycznie będzie lub będą ale w minimalnym zakresie. Przeważnie każdy rodzic ma pracę, być może inne obowiązki, o czym na etapie planowania kontaktów z dzieckiem często się zapomina. I w drugą stronę – dlaczego nie chcę się zgodzić na nieograniczone kontakty dziecka z drugim rodzicem jeśli chciałabym/chciałbym podjąć nową pracę, zapisać się na szkolenia czy po prostu odpocząć. W końcu dziecko ma dwoje rodziców. Jest to zatem etap kiedy każdy z rodziców powinien zrobić „rachunek sumienia”, dokonać analizy swojej sytuacji życiowej i tego w jakim stopniu chce i ma możliwość wykonania ustalonych w drodze mediacji (czy w wydanym orzeczeniu) obowiązków rodzicielskich (kontaktów, alimentów). Dobrym zadaniem jest przyjrzenie się jak wyglądał mój plan dnia w okresie ostatnich kilku miesięcy. Następnie ile czasu mogłem poświęcić dziecku (w przypadku ojca) ile razy przydałaby się obecność ojca (w przypadku matki).

Ostatnim etapem przygotowania do spotkania mediacyjnego jest ustalenie listy oczekiwań, najlepiej z podziałem na kwestie priorytetowe i mniej ważne. Również ważna jest argumentacja. Istota sporów między rodzicami w kwestii dzieci często opiera się na braku komunikacji, tym samym niewiedzy powodów zachowania drugiego rodzica i jego oczekiwań. Niewiedza bowiem powoduje lęk, a lęk agresję. Być może wysłuchanie powodów spowoduje zrozumienie a to już najprostsza droga do uzyskania konsensusu.

Zaznaczam, że niniejsze rozważania dotyczą sytuacji skrajnych, kiedy rodzice bez pomocy osób trzecich (sądu, mediatora) nie są w stanie sami ustalić pewnych kwestii.

1 Comment

  • Włodek

    Ładnie podsumowane. Jako uczestnik mediacji pragnąłbym podkreślić rolę mediatora, który jak wynika z mojego doświadczenia musi bezwzględnie zapanować nad toczącym się dialogiem. Nie może on służyć wylewaniu pomyj, wzajemnym oskarżaniu się, a bazować na merytorycznej dyskusji, prowadzącej do wspólnego celu, jakim jest uzgodnienie porozumienia stron. Bez tego proces mediacyjny albo w ogóle może zakończyć się niepowodzeniem, albo zbędnie przedłużać wywołując przy tym masę zbędnych (negatywnych) emocji.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *